|
Desant za 120 milionów Grupka starszych panów wspomina plaże Normandii podczas inwazji aliantów w czerwcu 1944 roku. Ten nudnawy, banalny początek niczym nie zapowiada jednego z najbardziej olśniewających widowisk, jakie kiedykolwiek nakręcono dla telewizji. Wszystko jest w nim nietypowe, włącznie z duetem producentów. Tom Hanks i Steven Spielberg stworzyli jedyny w swoim rodzaju film o losach Kompanii E 506. pułku piechoty spadochronowej. Dzicsiecioodcinkowy serial ..Kompania braci" nakręcił specjalnie dobrany sztab reżyserów za rekordową sumę 120 milionów dolarów. Film powstał przy współpracy stacji HBO, która rozpoczęła jego emisje w Polsce. W „Kompanii braci" Spiclberg wykorzystał doświadczenia z pracy z pirotechnikami i specjalistami od efektów komputerowych, jakie zdobył na planie „Szeregowca Ryana" (trzy Oscary w 1998r.). Na tym samym planie filmowym - na byłym lotnisku Hartfield pod Londynem - kręcono też „Kompanię". Ekipa wykonała gigantyczny wysiłek inscenizacyjny: we wnętrzu hali zdjęciowej zasadzono sztuczny las, scenografowie na potrzeby filmu wybudowali jedenaście wsi, a poszczególne eksponaty historycznego uzbrojenia kompletowano w catej Europie. Jednak na ekranie nic zobaczymy ani jednej hollywoodzkiej gwiazdy. Żołnierzy Kompanii li grają mało znani aktorzy. Spielbergowi zależało na tym. by widz obcował z żołnierzami, a nie- gwiazdami przebranymi w mundury. Żołnierze w trakcie szturmów filmowani są kamerą z ręki, ujęcia zmieniają się w ułamkach sekund, widz jest zaskakiwany szybkimi zmianami planów filmowych od detalu po obrazy panoramiczne. To wszystko sprawia, że oglądając)" odnosi wrażenie, jakby znalazł się w samym środku wojennego piekła. Tę sugestię potęgują sceny, w których połączono najnowsze efekty pirotechniczne i symulacje komputerowe. Należą do nich brutalne ujęcia rozrywanych pociskami żołnierzy .Kompanii braci", zasypywanych przez sterty gruzów i zwały ziemi. Dech zapierają sekwencje desantu spadochronowego na zaplecze wroga w Normandii. Na ekranie widzimy dziesiątki samolotów, z których pod ogniem niemieckiej artylerii przeciwlotniczej wyskakują spadochroniarze. Zniszczone samoloty rozpadają się na części i w płomieniach pikują ku ziemi. Tak realistycznie i z taką wyrazistością jeszcze nikt nic pokazał wojny na ekranie. Przeżycie takiej rzeźni powoduje, że u żołnierzy dochodzą do głosu skrajne cechy charakteru. Na co dzień koleżeńscy i ofiarni, potrafią bez żadnych emocji gapić się na trupa kolegi, którego spadochron zaczepił o koronę drzewa, i beznamiętnic zgadywać, z jakiego jest oddziału. Zdyscyplinowany członek kompanii na wieść, że jego brat padł w bitwie pod Monte Cassino, łamie rozkaz, by móc w trakcie zasadzki powystrzelać Niemców do nogi. Inny - najwyraźniej w szoku - najpierw częstuje papierosami niemieckich jeńców, a następnie odbezpiecza automat i dokonuje na nich egzekucji. Im bliżej końca wojny, tym bardziej wzmaga siv szaleństwo. W podbitych Niemczech żołnierze dla zabawy strzelają do cywilów, piją na umór i rabują. W rzadkich chwilach otrzeźwienia orientują się, że ruiny, jakie widać dookoła, piętrzą się także w ich wnętrzu. Po 57 latach od tych dramatycznych wydarzeń wycinek normandz-kiej plaży, który podczas lądowania aliantów nosił kodową nazwę „Utah", znowu zapełnili ludzie w mundurach. Na uroczystą premierę najnowszego serialu Stevena Spielberga i Toma Hanksa przybyło 47 weteranów, byłych żołnierzy Kompanii E wraz z rodzinami, a także wnuki Winstona Churchilla, Franklina Dclano Roosevelta i Dwighta Eisenhowera. Towarzyszyli im aktorzy i ekipa twórców filmu oraz liczne osobistości świata polityki i sztuki. I nic dziwnego. Na ten jeden dzień - 6 czerwca 2001 roku - plaża Utah stała sie niezwykłym miejscem, w którym wzruszenie łączyło się z ciekawością, towarzyszącą wielkim przedsięwzięciom show biznesu. Jeden z weteranów Kompanii K deklaruje przed kamerą, że wojny nie chciałby pamiętać. Jednak to dzięki filmowi wyprodukowanemu przez Hanksa i Spielberga jego wnuki nigdy jej nie zapomną.
Artykuł z Newsweek'a 23.12.2001 |
![]() ![]()
|
All rights reserved 2005. Designed by Neo.